Trzysetowa porażka z Cuprum Lubin znacznie osłabiła szanse Łuczniczki Bydgoszcz na ukończenie sezonu zasadniczego PlusLigi w czołowej ósemce, ale nadzieja na poprawę lokaty wciąż się tli.
Niedawne spotkanie 24. kolejki z zespołem Cuprum wyraźnie nie poszło po myśli gospodarzy, którzy opuścili parkiet hali "Łuczniczka" bez punktów.
Drużyny zmierzyły się ze sobą 24 marca, a komplet punktów dzięki wygranej 16:25, 28:30, 20:25 zgarnęli goście z lubuskiego.
Osłabiony kontuzjami zespół Łuczniczki rozpoczął spotkanie od przegranego seta. W składzie przyjezdnych znakomicie radzili sobie m. in. Robert Täht oraz Keith Pupart, a duża liczba błędów po stronie Łuczniczki pomogła im w wykonaniu zadania.
Podobnie układał się także drugi set, gdzie do stanu 12:20 Miedzowi cieszyli się pewnym prowadzeniem. W składzie gospodarzy uaktywnił się jednak wprowadzony na parkiet Michał Ruciak.
Łuczniczka rozpoczęła pogoń za gośćmi, którzy sprawiali wrażenie zaskoczonych, nie radząc sobie z odbiorem piłek gospodarzy. Mogło być pięknie, jednak bydgoszczanie ponownie dopuścili się błędu, w wyniku którego nieczysto zaatakował Dawid Murek, oddając tym samym drugiego seta Cuprum.
W trzeciej partii Łuczniczka nie odpuszczała, ale siatkarze Cuprum lepiej radzili sobie z odpieraniem jej ataków, szczelnie blokując.
Po stronie bydgoszczan mocno napracował się m. in. Jakub Jarosz, ale ostatecznie przyjezdnym nie udało się urwać choćby pojedynczego seta, co osłabiło szanse drużyny w walce o finisz sezonu zasadniczego w czołowej ósemce tabeli.
Chociaż indywidualnie m. in. dla Ruciaka i Jarosza było to udane spotkanie, to zespołowo gospodarze nie wypadli najlepiej. Słabszy dzień miał m. in. Łukasz Wiese. Przyjmujący przyznał po meczu, że to właśnie słabości na poziomie drużynowym nie pozwoliły na nawiązanie walki z Miedziowymi.
"Siatkówka to sport zespołowy i piłki kierowane są do wszystkich zawodników, więc naprawdę graniczyłoby to z cudem. Do tego drobna pomyłka w końcówce i przegraliśmy niestety na przewagi", skomentował w rozmowie dla oficjalnego serwisu klubowego.
Przed fazą finałową Łuczniczkę czekają jeszcze dwa spotkania. W środę 6 kwietnia ekipa zagra na wyjeździe z AZS-em Politechnika Warszawska, a trzy dni później na zakończenie fazy zasadniczej podejmie MKS Będzin.
Nie jest tajemnicą, że jeśli zespół Łuczniczki chce zrealizować swój cel, to musi wygrać oba nadchodzące spotkania, a do tego liczyć na potknięcie zajmującego ósme miejsce Indykpolu AZS Olsztyn.
Jak powiedział Wiese, drużyna nie może sobie w tej chwili pozwolić na chwilę zwątpienia, jednak przyznaje, że problemem pozostaje niestabilna forma.
"Przeplatamy bardzo dobre mecze z meczami złymi. Musimy to ustabilizować i na pewno nie możemy zwieszać głów, bo to najgorsze co moglibyśmy zrobić w tym momencie. Musimy wstać i zacząć pracę od nowa", dodał.
Trudności na pewno pogłębiają liczne w tym sezonie kontuzje. W starciu z Cuprum zabrakło m. in. leczących urazy Jana Nowakowskiego i Bartosza Krzyśka. Wcześniej z powodów zdrowotnych przez długi czas niedostępny był także Jarosz.
Tymczasem kwestia mistrzostwa rozstrzygnie się w tym sezonie między ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle oraz drugim najlepszym zespołem rozgrywek. Obecnie wiceliderem jest Asseco Resovia Rzeszów, ale szansę na finał ma także PGE Skra Bełchatów.
Wiadomo już jednak, że liga siatkówki będzie odbywać się bez Miguela Falaski, który został zwolniony z funkcji trenera Skry. Jego miejsce ma zająć znany ze współpracy z reprezentacją Polski Philippe Blain.
W czołówce rozgrywek na koniec nie zabraknie emocji, ale także kibice Łuczniczki mogą po swojej drużynie oczekiwać walki z pełnym poświęceniem o wykonanie kolejnego kroku w przód.